Niestety, tak się zapędziłam w codzienne sprawy, że nie mam chwili na hobby. Coraz więcej materiału do ogarnięcia, męczące dojazdy i 4-godzinne okienka... Ale cóż, trzeba się poświęcać, jeśli chce się coś osiągnąć. Jak dotąd tylko niektóre zajęcia są porywające, w innych nie potrafię znaleźć sensu, a jeszcze inne są dość trudne same w sobie, np.psychologia, czy przebrnięcie przez książkowy język socjologów.Jestem jednak dobrej myśli i jeśli uda mi się przez to przebrnąć, pójdzie z górki. Jestem świadoma tego, że jeśli nie będę znała podstaw to nie dam sobie rady później. Ciągle jeszcze czuję, że czegoś brak, że jestem mało związana z tym życiem i byciem studentką. Być może dlatego, że w każdej szkole pełniłam jeszcze inne funkcje niż tyko bycie uczniem. Czuję, że chcę robić coś więcej, dlatego postanowiłam jeszcze sobie dołożyć roboty i zostać wolontariuszem. Bez ryzyka nie ma nic, a ja chcę spróbować, chcę się uczyć znowu czegoś nowego, chcę być potrzebna.
Nie ukrywam, że na niektórych zajęciach śpię albo marzę o tym, by z nich wyjść, ale są także wykłady/ćwiczenia, a nawet książki i filmy, które mnie wzruszają. Może to śmieszne, ale czytając podręcznik potrafię się rozpłakać (i to nie dla tego, że zobaczę 30 stron wzorów demograficznych i siatki), te rzeczy są życiowe, czasem przykre, czasem piękne, niesamowite. Dopiero teraz zauważam, jak wielu rzeczy nie znałam, nie wiedziałam, nie miałam o nich pojęcia, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiem. "Wiem,że nic nie wiem"- jak to było na filozofii. :P
Dość już tych emocji, przechodzimy do rzeczy. Zaryzykowałam już dość dawno i stworzyłam sobie prymitywne mini studio w swoim pokoju i działałam samowyzwalaczem. Dajcie znać jak wyszło, co o tym sądzicie
Do następnego! :*
H.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz