Dobry wieczór wszystkim!
Miał być obszerny post, ale nie będzie, ponieważ podzieliłam go na 2 części i dziś odkrywam przed Wami jedną z nich! Opowiem Wam trochę o czymś bardzo osobistym, co jest moją indywidualną potrzebą, która niezaspakajana może nawet spowodować u mnie "chumorki" albo "dołek". Ta potrzeba, to potrzeba przynajmniej większości z nas - przytulanie. Jestem strasznym lizusem. Bardzo z tym walczę na co dzień kiedyś w szkole, teraz na uczelni i w przyszłości w pracy. Ale w tych strefach nie chodzi mi dokładnie o przytulanie, oczywiście nie mam ochoty przytulać się z wszystkimi nie o to chodzi, ale o tę sferę "swobody". Nie boję się dotknąć drugiego człowieka nawet kiedy jest pijany i na przykład leży na ulicy, kiedy jest już w podeszłym wieku i trzeba zadbać o pielęgnację... W życiu codziennym lubię wygłupy typu łaskotki, "straszące" żarciki, kiedy jestem zdołowana to często chciałabym mieć przy sobie bliską mi osobę, która mnie obejmie, na której ramieniu mogę się oprzeć, ale też taką, która chwyci mnie za ramiona i mną potrząśnie, gdy nie mogę się ogarnąć, albo rzuci mi się w ramiona z radosnej nowinki, może czasem wskoczy "na barana" dla beki. Taką właśnie swobodę mam dzięki mojej kochanej przyjaciółce Werce, za którą bardzo tęsknię i dzięki mojemu cudownemu Florianowi. Często, kiedy byłam na koloniach inni uważali mnie za takiego sztywniaka, bo tak na prawdę nigdy mnie nie poznali, a ja tak łatwo nie ufam, muszę kogoś przysłowiowo "poznać w biedzie". Mimo, że uchodziłam za takiego sztywniaka to nie lubię sztywnych i oziębłych osób, które wstydzą się okazywać emocje - ludzkie (przecież) emocje. To moje "sztywniactwo" wynikało z właśnie niepoznania i hamowania się - bałam się jak zareagują inni. Czasem stwarzam takie pozory, bo muszę się wcielić np. w rolę studenta. Weronika wie, że się lubię wygłupiać, łaskotać z zaskoczenia, straszyć, imitować ukąszenie komara, itp. i akceptuje mnie i taką mnie lubi. Właśnie po tym poznaje się przyjaciół, po tej swobodzie. Florek jest z góry skazany na przytulanie, i moje zwierzęta i w przyszłości dzieci też. :D
Na koniec taka dygresja: miałam się początkowo nazywać m.in. Emilia, ale rodzice stwierdzili, że będę jak ta Elmirka z bajki co wyściskała zwierzątka na śmierć i nadali mi Halina. Widocznie coś z tej Elmirki mi pozostało. :D
Dzisiaj zdjęcia z sesji z Angeliką J., której na blogu jeszcze nie było, ale kilka zdjęć pojawiło się już na stronce na Facebook'u.
Zapraszam do oglądania, komentowania, oceny pod postem i lajkowania na Fb. Dobrej nocy! :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz